Pierwsza spowiedź (materiały dla rodziców)
Spowiedź dziecka
Dziecko, które rozpoczyna przygodę ze szkołą, osiągnęło już pewien poziom rozwoju emocjonalnego, który wyznacza jego bycie w świecie. Najogólniej rzecz ujmując, jest to uczuciowa harmonia, która przekłada się na samoocenę i na sposób przyjmowania oceny innych, na umiejętność sprawiedliwego bycia wśród innych, na znoszenie sytuacji trudnych, na radzenie sobie z niepowodzeniem.
Idąc do szkoły dziecko otrzymuje nowe obowiązki, które musi spełniać a nie wywiązanie się z nich grozi pouczeniem ze strony nauczyciela czy rodzica. W ten sposób uczy się odpowiedzialności i widzi związek swojego postępowania z dalszymi konsekwencjami.
Osiągnęło już wiek, w którym może świadomie uczestniczyć w życiu szkoły, rodziny a także Cerkwi.
To od rodziców w dużej mierze zależy, czy dziecko wyrośnie na praktykującego prawosławnego chrześcijanina. Ważne jest, w jaki sposób dom rodzinny przygotuje dziecko do tej roli i czy dostarcza pozytywnych wzorców. Czy domownicy chodzą do Cerkwi, czy wspólnie się modlą, czy swoim zachowaniem wobec innych ludzi dają godny do naśladowania przykład swoim dzieciom?
Ważne jest by nie zmuszać dziecka do chodzenia na nabożeństwa, by nie zabierać dziecka do Cerkwi na siłę a mądrze tłumaczyć dzieciom, po co tam chodzimy i jakie korzyści daje modlitwa w Cerkwi. Można wyjaśniać, co znajduje się w Cerkwi, jak zachowywać się podczas nabożeństw.
Rodzice mogą więcej niż ksiądz prowadzący religię, który ma z dzieckiem kontakt tylko epizodyczny - pomóc swojemu dziecku w tym, żeby wiara, chodzenie do Cerkwi, spowiedź stały się dla niego czymś bardzo ważnym
Również rodzice powinni przygotować dziecko do spowiedzi, próbując wytłumaczyć mu, co to jest grzech. Dziecko powinno usłyszeć, że są uczynki dobre i złe. Powinno poznać przykłady złego postępowania wobec drugiego człowieka i wobec Boga. Powinno wiedzieć, że grzeszymy wtedy, gdy źle myślimy, mówimy, postępujemy, gdy zaniedbujemy swoje obowiązki.
Ważne jest, by dziecko wiedziało, że spowiedzi towarzyszy żal za grzechy a jednocześnie radość, że Bóg wybaczył nam nasze przewinienia.
Rodzice przygotowując dziecko do spowiedzi (zwłaszcza do pierwszej) powinni przestrzegać pewnych zasad:
- należy być wobec dziecka wyrozumiałym i cierpliwym. Rodzice powinni spokojnie tłumaczyć dziecku, na czym polega spowiedź akcentując, że spowiadamy się samemu Panu Bogu.
- dzień spowiedzi i przyjęcia Świętych Darów powinien być dla dziecka dniem świątecznym;
- nie należy zmuszać dziecka do spowiedzi; spowiedź powinna być dobrowolna i szczera;
- tłumaczmy dziecku, że spowiedź jest ratunkiem, nie karą - i jeśli nic nie stoi na przeszkodzie, powinniśmy chodzić do spowiedzi i przystępować do Świętej Eucharystii jak najczęściej;
- dziecko musi mieć świadomość, że Bóg kocha je bezinteresownie, bez względu na to czy postępuje dobrze czy źle;
- nie wolno pytać dziecka, z czego się spowiadało i o czym mówił kapłan podczas spowiedzi. Takie pytania mogą wywołać u dziecka poczucie, że spowiedź nie jest czymś bardzo osobistym.
Wprowadzanie dziecka w wiarę powinno się dokonywać od samego początku, od samego jego urodzenia. Jest to proces, który przynosi korzyści nie tylko dla dziecka, ale i dla rodzica. Okres przygotowania dziecka do spowiedzi jest wspaniałą okazją do ożywienia i pogłębienia swojej własnej wiary. Dziecko obserwuje nasze życie, porównuje czy wypowiadane słowa mają pokrycie w postępowaniu. Jeśli będziemy tylko mówić o potrzebie spowiedzi a sami nie będziemy się spowiadali, na pewno to zauważy i wyciągnie inne wnioski niż zamierzaliśmy. Dlatego edukację powinniśmy zacząć od siebie, od zastanowienia się, jak wygląda mój kontakt z Bogiem, jak się modlę? Czy chodzę do Cerkwi w każdą niedzielę?
Monika Gościk
Istocznik - wiadomości BMP Diecezji Lubelsko - Chełmskiej, nr 2(10)/2009
Rozwój dziecka w rodzinie
Wszyscy znamy ewangeliczną opowieść o Chrystusie i dzieciach: „Wtedy przynieśli małe dzieci do Niego, żeby mógł je dotknąć, ale uczniowie skarcili tych, którzy je przynieśli. Ale kiedy Jezus to zobaczył, był bardzo niezadowolony i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże” (Mk 10, 13 – 15).
Uczniom Chrystusa nie podobało się, iż przychodzą do Niego rodzice z dziećmi. Dzieci z pewnością hałasowały, krzyczały, przeszkadzając dorosłym w słuchaniu nauk Zabawiciela. Zapewne uczniowie myśleli tak, jak też i wielu z nas dziś myśli – że małe dzieci, a tym bardziej niemowlęta nie potrafią przyjąć rzeczy duchowych, że to dla nich stanowczo za wcześnie.
Jak zareagował Chrystus? Stanowczo sprzeciwił się zachowaniu uczniów i był bardzo niezadowolony. Wiemy, że pokorny, bardzo cierpliwy Jezus gniewał się tylko wtedy, kiedy prawdę zatajała fałsz i obłuda, np. hipokryzja faryzeuszy, czy zbezczeszczenie świątyni przez handlarzy. „Ktokolwiek nie przyjął Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do Niego”, „Takich jest Królestwo Boże” – tymi słowami Zbawiciel pokazał, że dziecięcy stosunek do Boga jest prawdziwy i szczery. Informacja dla nas jest jasna: należy przyprowadzać dzieci do Chrystusa, do Cerkwi, jest to obowiązek rodziców, opiekunów, wychowawców. Dzieci mają naturalne prawo do tego, aby poznawać Chrystusa i potrzebują Jego obecności w swoim życiu.
Istnieje w dzieciach duchowe życie religijne (świadczą o tym np. badania prowadzone przez psychiatrów, pedagogów, psychologów, w których mówi się o tzw. obecności dziecięcego myślenia religijnego, rozwoju uczuć religijnych itp.). Może ono rosnąć, rozwijać się, ale nie może uschnąć. Takie życie chodzi swoimi drogami, swoim tempem, nie jest takie jak u dorosłych, ale jest prawdziwym duchowym życiem. Powinniśmy o tym stale pamiętać i z ogromnym szacunkiem odnosić się do duchowego rozwoju dziecka, a także zdecydowanie unikać postrzegania dziecka jako „zwierzątka”, które możemy tresować. Naszym zadaniem jest pokierowanie rozwojem tego życia w sposób mądry i z pomocą Bożą. To jest właśnie podstawą chrześcijańskiego wychowania, o którym św. Mikołaj Welimirowicz mówi, że jest ono swego rodzaju „ascetycznym wyrzeczeniem”.
Celem rodziców i nauczycieli, który zawsze powinien zajmować pierwszoplanowe miejsce w życiu, jest nauczenie dziecka miłości do Chrystusa i Matki Bożej. Jeżeli dziecko dorasta szanując i czcząc Boga i Jego Matkę, jako umiłowane postacie, to miłość ta umocni jego serce w Bogu. Nawet jeżeli później będzie miało problemy życiowe, nawet jeżeli odejdzie od Cerkwi (co jest ostatecznością), to w głębi serca nie będzie odrzucać Jezusa. A to może wystarczyć do jego zbawienia.
W jaki sposób rozmawiać o Bogu z małym dzieckiem?
Już trzy – czterolatek może mieć pojęcie, że jest Bóg, ale równie dobrze może tego pojęcia nie mieć. Może natomiast wiedzieć, że tata i mama modlą się, chodzą do cerkwi, może zrozumieć stwierdzenie, że „Bóg stworzył słońce, niebo, gwiazdy, wszystko”. Może zrozumieć opowiadanie o Jezusie Chrystusie, o tym jak pomagał ludziom.
Dziecięce wyobrażenie o Bogu jest zupełnie inne niż u człowieka dorosłego. Mówienie małemu dziecku, że „Bóg jest Duchem”, albo że „Bóg to Trójca Święta” mija się z celem. Chociaż cztero – pięcioletnie dziecko nie jest zdolne do myślenia abstrakcyjnego wyobrażeń, jest jednak w stanie wyobrazić sobie działania. Obce jest mu pojęcie miłości, lecz rozumie stwierdzenia typu: „on mnie kocha, ja kocham go”. Rozmawiając o Bogu z małym dzieckiem należy pt. „Bóg jest miłością” nie pomoże dzieciom w przyswojeniu pojęcia Boga. Przykład trzyletniego chłopca, przytoczony przez S. Koulomzin [1], któremu przed snem opowiedziano o działaniu Boga ilustruje w jaki sposób można w świadomości dziecka rodzi się pojęcie Boga osobowego. Słowa „Dobranoc Boziu!”, które wypowiedział chłopiec spoglądając w okno mogą być świadectwem zaistnienia świadomej relacji dialogicznej od strony dziecka.
Nie ma większego nieszczęścia niż to, gdy dziecko zacznie wyobrażać sobie Boga jako swego rodzaju „dziadka Mroza”. To wyobrażenie w miarę jego własnego rozwoju może się pogłębić. Dorośli, zajmując się dziećmi, nie powinni uczyć tego, co sami uznają za fałszywe i co dziecko będzie musiało potem odrzucić. Z obszernego materiału myśli religijnej warto dzieciom przekazać tylko to, co one mogą przyjąć w bardzo prostej formie. To o czym je informujemy powinno być prawdą. Nie trzeba uczyć tego, co później dzieci będą musiały odrzucić jako nieprawdę. Stwierdzenie „Bóg stworzył słońce, niebo, ciebie, mnie…” małe dziecko pojmuje zupełnie inaczej niż dorosły, lecz słowa te pozostają prawdą i dla dorosłego wierzącego. Nie powinniśmy wypaczać pojęć, które chcemy przekazać, lecz przekazywać to, co z naszych przekonań i informacji, na danym etapie swego rozwoju dziecko może sobie przyswoić. Dążymy do realistycznego, pobożnego pojmowania Boga. Można np. spotkać takie wierszyki o Bogu: „Bozia cały bialutki, z siwiutkimi brwiami, szatki ma zapięte bożymi krówkami” [2]. Taki stosunek do uczenia dzieci o Bogu wydaje się błędnym.
Kiedy próbujemy rozmawiać z dzieckiem o Bogu i nie przychodzą nam do głowy odpowiednie słowa, lub gdy rozmowa zaczyna zbaczać w nieodpowiednim kierunku, nie należy jej przedłużać za wszelką cenę. Powinniśmy wziąć pod uwagę nastawienie dziecka i oczekiwać na Bożą pomoc i błogosławieństwo. Nie słowem bowiem możemy najbardziej pomóc naszemu dziecku, lecz przykładem swojego postępowania. Obecnie wiele osób błędnie sądzi, że Bóg nie jest obecny przy rozmowie, jeżeli nie dotyczy Go ona bezpośrednio.
W prawosławnych rodzinach, a dotyczy to również rodzin duchowieństwa, dzieci często cierpią z powodu przeciążania ich rozmowami na temat Boga. Często słuchają z grzeczności tego, co mówią rodzice. Trzeba jednak uważać, by nie przestało to być dla nich interesujące. Podczas lekcji religii możemy zauważyć, że nie wszystkie dzieci są w jednakowym stopniu zainteresowane tematem, a jeżeli wszystkie będziemy traktowali jednakowo, to możemy wyrządzić więcej krzywdy, niż dać pożytku. Każde dziecko powinno być traktowane indywidualnie, tym bardziej, że to samo dziecko może być w różnym stopniu gotowe do rozmowy, w zależności od jej czasu i miejsca.
Najlepsze techniki metodyczne to takie, których celem jest nauczyć dziecko uczenia się, w myśl przysłowia: „Daj synowi rybę, to będzie syty dzisiaj, naucz go korzystać z łodzi a będzie syty całe życie”. Podobnie powinniśmy rozumieć nasze zadania jako prawosławnych rodziców i nauczycieli. Uczymy dziecko tego, jak powinno kochać i wypełniać wolę Boga. Jeżeli dzieci nauczy się kochać Boga i świętych, wtedy wszystko inne będzie im dane. (Mt 6, 33 ).
Zachęcanie dzieci do modlitwy w domu
Najbardziej odwiecznym i naturalnym w duchowym wychowaniu dzieci zawsze była, jest i będzie rodzina. Tam kształtuje się dziecięce serce, bez zbędnych wyjaśnień dziecko przyjmuje modlitwę jako coś naturalnego i odczuwa Bożą obecność.
W żywotach świętych często wspomina się, jak to los tego czy innego świętego został ukształtowany przez obecność kogoś sprawiedliwego, osoby o prawdziwej wierze, z którą miał kontakt w dzieciństwie w rodzinnym domu. Święty Nektariusz wspominał miłość swojej babci i to, jak modliła się przed ikonami.
Czasami rodzice skarżą się, że są zbyt zmęczeni opieką nad dzieckiem, by regularnie się modlić. A przecież każdy w miarę swoich możliwości może modlić się w ciągu dnia. Nie muszą to być długie modlitwy. Wystarczy, jeżeli co pewien czas, pozbywszy się niepotrzebnych myśli, w skupieniu i pokorze wypowiemy w głębi duszy słowa modlitwy: ”Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznym”. Ciągłe, systematyczne powtarzanie modlitwy, nawet tak krótkiej jak wyżej wymieniona, powoduje poczucie obecności Bożej, które utrzymuje się przez długi czas, nawet jeżeli człowiek jest bardzo zajęty. Niektórzy potrafią przebywać w takim modlitewnym uspokojeniu przez bardzo długi czas, aż nadejdzie właściwa pora modlitwy.
Trudno ustalić optymalny czas trwania porannych i wieczornych modlitw czytanych w domu. Trzeba tu wziąć pod uwagę różnice spowodowane wiekiem dzieci, ich temperamentem i charakterem. Może być również tak, że jednego dnia dzieci będą bardziej skłonne do modlitwy, innego zaś mniej. Rodzice powinni stanowić wzór i poprzez swoją regularną modlitwę nakłaniać dzieci do naśladownictwa. Modlitwy powinny stanowić organiczną część codziennych zajęć, by dzieci mogły odczuwać ich zbawienny wpływ. Dobrze jest często rozmawiać z duchownymi o swoich dzieciach, a także wymieniać doświadczenia wychowawcze z innymi rodzinami.
Udział w modlitwie dzieci w wieku przedszkolnym jest celem, do którego powinniśmy dążyć. Nie należy się jednak martwić, jeżeli nie uda się go zrealizować. Czasami lepiej jest poprzestać na krótkiej modlitwie przed ikoną patrona, wspólnie z jednym lub obojgiem rodziców i na modlitwach przed i po posiłku. Dzieci po opanowaniu sztuki czytania, mogą samodzielnie czytać modlitwy, albo przed ikoną w swoim pokoju, albo razem z rodzicami na wspólnej modlitwie. Zazwyczaj dzieci lubią czytać, gdy cała rodzina modli się razem. Każde dziecko może otrzymać od duchownego szczegółowe wskazówki dotyczące swego indywidualnego kanonu modlitewnego. Trzeba przy tym pamiętać, że lepsza jest szczera, krótka modlitwa wypowiedziana z uwagą, niż pełny kanon modlitewny, przeczytany w pośpiechu i byle jak. Dziecko będzie samo starało się przedłużyć czas modlitwy w miarę swoich możliwości. Przypominanie o modlitwie będzie niepotrzebne. Jeśli dziecko wyrobi w sobie nawyk modlitwy, będzie odczuwało jej potrzebę, potrzebę proszenia Boga i dziękowania Mu za wszystko każdego dnia. Nie pomogą w tym dziecku ciągłe napominania. Nikt nie może zmusić drugiego człowieka do miłości do Boga. Nie chcemy nawet, by tak było. Chcemy kochać Go z własnej i nieprzymuszonej woli, całym naszym sercem i całą dusza i tego życzymy wszystkim ludziom. Miłość, modlitwa i przykład są ważniejsze niż słowa – w rzeczywistości to one dają siłę słowom w prowadzeniu dzieci do Boga.
Czasami pomocne w wytworzeniu atmosfery modlitewnej może być słuchanie muzyki cerkiewnej. Należy przy tym pamiętać, by nie popadać w skrajność, unikając muzyki świeckiej, czy też rezygnując z malarstwa innego niż ikonografia. Jeżeli ktoś zdecydował się na życie rodzinne, nie może w domu wprowadzać reguł klasztornych. Nie można unikać w rozmowach z domownikami i przyjaciółmi tematów świeckich. Najważniejsze, by w sercu chronić duch modlitwy i pamiętać o Bogu. Dlatego każdego poranka trzeba odmawiać krótką modlitwę „Boże, jeżeli ja zapomnę o Tobie, to Ty nie zapominaj o mnie”, albo „Boże ochraniaj dzieci moje, nawet jeśli one zapomną o Tobie”. A ci, którzy mają częsty kontakt z dziećmi z racji swej pracy mogą rano modlić się tymi słowami: „Boże, Tobie jedynemu znane są wszystkie potrzeby dzieci Twoich, znasz je najlepiej i najlepiej wiesz, co jest im najbardziej potrzebne. Pomóż mi postępować właściwie i skieruj na drogę prawdy, gdy będę z nimi”.
Znaczenie ikon i Pisma Świętego w rozwoju duchowym dziecka
W poznawaniu Boga dużą pomocą jest dla dziecka ikona. Od najmłodszych lat dziecko może i powinno mieć w swoim pokoju ikony: Zbawiciela, Matki Bożej, świętych. Ikona wywołuje u dzieci pytania i sama na nie odpowiada. Przemawia do nas bezpośrednio, nie przez nasze zracjonalizowane poglądy i wyjaśnienia. Dzieci mogą często właśnie poprzez ikony poznawać tajemnice dogmatyczne, nie zdając sobie z tego sprawy, np. poprzez porównywanie ikony Ukrzyżowania z ikoną Zmartwychwstania. Robią to zupełnie nieświadomie. Nawet, jeśli nie potrafią wyrazić tego słowami, to wyraz ich twarzy świadczy o tym, jak bardzo zapadła im w duszę poznana tajemnica.
Już od najmłodszych lat można czytać dzieciom „Biblię” i żywoty świętych. Konieczne jest, by dziecko widziało przykład swoich rodziców i zrozumiało, że „Pismo Święte” jest nieodzowne jako niewyczerpane źródło mądrości. Zrozumienie tego jest dla dziecka ważniejsze niż ilość przeczytanych rozdziałów i zapamiętanych cytatów. Konieczna jest też różnorodność, dlatego oprócz „Pisma Świętego” dziecko powinno znać bajki i baśnie. Przykłady z „Biblii” i żywoty świętych powinny jednak być traktowane z należytym szacunkiem i powagą.
Posłuszeństwo w wychowaniu dzieci
W wychowaniu dzieci już od najmłodszych lat elementem nieodzownym powinno być posłuszeństwo. Bardzo ważne jest, by nawyk posłuszeństwa rodzice wpajali dziecku jak najwcześniej. Również w tym przypadku przykład dorosłych ma szczególne znaczenie. Jeżeli rodzice nie szanują wzajemnie swoich decyzji, to trudniej im będzie wyegzekwować posłuszeństwo u dzieci. Patrząc przez pryzmat życia duchowego posłuszeństwo jest szczególnie ważne. Dlatego też dziecko, któremu nawyk posłuszeństwa nie został wpojony we wczesnym dzieciństwie, może mieć potem problemy z jego zaakceptowaniem. Jeżeli dziecko jest przyzwyczajone do osiągania swojego celu poprzez płacz i krzyk, jeżeli jest rozpieszczane, to nawet jeśli będzie chciało, może mieć problemy ze zrozumieniem prawdziwej miłości. Albowiem przez posłuszeństwo wyraża się miłość. Postać posłuszeństwa zmienia się wraz z wiekiem. O ile w najmłodszych latach przyjmuje często postać: „rób co ci każę”, to z biegiem czasu zmieni się w: „przedkładaj wolę drugiego człowieka, kierując się miłością do niego”.
Święty Jan Złotousty mówiąc o karaniu dzieci zaznacza, że rodzice powinni to robić przede wszystkim poprzez groźny ton głosu, odpowiednio surowe słowa i napominania, kary fizyczne zaś nie powinny być stosowane. Jeśli weźmiemy pod uwagę „Pismo Święte” i nauki świętych Ojców, to nie znajdziemy tam wyraźnego zakazu ich stosowania. Wręcz przeciwnie, są tam ostrzeżenia dla rodziców, by nie pobłażali zbytnio dzieciom. Słowa św. Jana Złotoustego odkrywają sens kary cielesnej w kontekście miłości rodzicielskiej. „Gniewając się nie popadajcie w grzech” (Efez. 4, 26). Jeżeli gniew czy kara cielesna są konieczne, to niech będzie to gniew miłości, wynikający z chęci nauczenia co dobre, a co złe, a nie gniew jako zemsta. Gniew nie może być ujściem naszego stresu, lecz swego rodzaju narzędziem pedagogicznym. „Jeżeli tylko zauważysz, że gniew twój działa skutecznie, powstrzymaj się, albowiem natura ludzka pragnie łagodności.” (św. Jan Złotousty).
Dzieci są bardzo uczulone na wszelkiego rodzaju niesprawiedliwość. Cierpią, gdy są niesłusznie karcone. Dyscyplina powinna być rozsądna i sprawiedliwa, a jej celem jest odróżnianie dobra i zła. Jeżeli już musimy ukarać dziecko starajmy się zrobić to tak, aby kara nie okazała się zbyt surowa w stosunku do popełnionego przewinienia. Często dzieciom może się wydawać, że rodzice czują do nich tylko złość za złe postępowanie. Należy zatem tak postąpić, by dzieci zapamiętały, że to dany czyn jest zły, nie zaś one same. Po ukaraniu zaś trzeba koniecznie okazać gotowość przebaczenia.
Nasza miłość do dzieci powinna być odbiciem miłości Boga do człowieka. Znaczy to, że jeżeli dziecko przyznaje się do winy i wyraża skruchę, to kara powinna być złagodzona. Nie jest to równoznaczne z akceptacją złego postępowania. Chodzi o to, żeby uważać, by pod wpływem kar dziecko nie zamknęło się w sobie i nie zaczęło ukrywać swych uczynków, tłumacząc je za pomocą kłamstw. Ważne jest też, by dać dziecku zasmakować radości powracającego „syna marnotrawnego” – taki przykład został nam dany przez Boga. I, co bardzo ważne – starajmy się unikać wszelkiego zakłamania w relacjach z dzićmi. Jeśli kłamstwo zacznie zagościć w rodzinie, to trudno je będzie je wykorzenić.
Nie wolno karać dziecka powołując się na Chrystusa! Nie można dopuścić do tego, by dziecko sądziło, że jego złe postępowanie wywoła nienawiść Chrystusa, albo że zostało ukarane przez Boga z chęci zemsty. Rodzice powinni stanowić dla dzieci wystarczający autorytet, bez konieczności powoływania się na Jezusa jako „policjanta”, którym straszy się dzieci. Pod wpływam takich sygestii mogą one mimowolnie znienawidzić Chrystusa, jeżeli np. chorobę – swoją lub kogoś z bliskich – potraktują jako przejaw nienawiści ze strony Boga, nie zaś jako karę za grzechy. A przecież Chrystus kocha grzeszników i właśnie za nich umarł na krzyżu.
Usiłując wprowadzić zasady dyscypliny i posłuszeństwa, nie można zapomnieć o indywidualnym tempie rozwoju cech osobowych dziecka i związanym z tym odpowiednim kształtowaniem jego charakteru. Zadanie rodziców nie polega na złamaniu czy wyrugowaniu woli dziecka i podporządkowaniu jej sobie. Powinniśmy starać się rozwijać w dziecku poczucie odpowiedzialności i nauczyć je szacunku do innych ludzi. Jeżeli zniszczymy własn wolę dziecka, pozbawimy je podstawowej cechy obronnej człowieka, tak potrzebnej w codziennym życiu. Wolna i silna wola jest człowiekowi potrzebna, by mógł podążać swoja drogą życiową, będąc niezależnym od układów domowych i rodzinnych. A jest to szczególnie ważne, gdy człowiek opuszcza dom rodzinny i zaczyna samodzielne dorosłe życie. Wszystko to musimy mieć na uwadze, gdy będziemy przywoływać do porządku rozbrykanego brzdąca. Warto czasem wziąć pod uwagę opinię dziecka, a nawet mu ustąpić. Z pedagogicznego punktu widzenia, ciągłe zakazy nie mają sensu. Jeżeli już zabraniamy dziecku czegokolwiek, powinno ono znać przyczynę zakazu, zwłaszcza w przypadku dzieci starszych i młodzieży. Najbardziej wskazane byłyby kompromisy , a nawet drobne ustępstwa ze strony dorosłych. W przypadku najmłodszych najlepsze efekty daje usunięcie dziecka z okolicy zakazanego przedmiotu czy zabawy, a nie ciągłe zakazy słowne. Niekiedy zdarzyć się może sytuacja, w której mniejszą szkodę moralną wyrządzi dziecku krótkie zetknięcie się z „zakazanym owocem”, niż pokonywanie jego uporu, gdyż ciągły zakaz może wywołać skutek odwrotny od zamierzonego. Małemu dziecku nie wystarczy samo zapewnienie, że szklanka z herbatą jest gorąca, chce ono samo sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości. Jeżeli zrobi to pod nasza kontrolą, to przekona się, że rodzice mówili prawdę, nabierze do nich zaufania i na długo zapamięta to zdarzenie. Stanowcze zakazy powinny być stosowane tylko wtedy, kiedy są bezwzględnie konieczne. Będą one tym łatwiejsze do zaakceptowania przez dziecko, im większy będzie ono mieć niego szacunek do rodziców. Jeżeli dzieci są już starsze, można im zaproponować zasięgnięcie rady u osoby duchownej. Wtedy jednak my jako rodzice też powinniśmy się zastosować do rad duchownego i zaakceptować jego słowa.
Dla dobrego rozwoju dziecka ważnym jest, by widziały swych rodziców żyjących w zgodzie. Nawet jeżeli pomiędzy rodzicami wynikają jakieś nieporozumienia, co jest w życiu nieuniknione, to dziecko powinno wiedzieć, że są one wyjaśniane na drodze pokojowej. Nie można dopuszczać do kłótni w obecności dzieci. A jeżeli już dzieci widziały , jak rodzice się pokłócili, to dobrze byłoby, gdyby widziały, że potrafią dochodzić do porozumienia. Dzieci potrafią bezbłędnie wyczuwać wszelkiego rodzaju napięcia i niezgodę pomiędzy rodzicami. Gdy dojdzie do sytuacji konfliktowej, dzieci cierpią. Z drugiej strony nie można oczekiwać, by dwoje ludzi było zawsze zgodnych ze sobą. Jednak dyskusje i spory między rodzicami nie powinny powodować u dziecka wrażenia ciągłej niezgody. Dziecko nie powinno też być pośrednikiem czy rozjemcą w kłótniach między rodzicami. Trzeba pamiętać, że dzieci wnikliwie obserwują zachowania swych rodziców i wyciągają z niego wnioski dla siebie, a wszelkie złe doświadczenia z dzieciństwa mogą się niekorzystnie odbić na późniejszym dorosłym życiu.
Ważne jest, by rozwijać w dziecku umiejętność pokonywania trudności. Gry i zabawy nie muszą być zawsze łatwe i proste. Jednym z poważnych problemów współczesności jest ucieczka od wszystkiego, co pociąga za sobą konieczność walki, czy minimalnego choćby wysiłku. Zdaniem pewnej grupy pedagogów, jeżeli dziecko nie będzie odnosić ciągłych sukcesów, to popadnie w kompleksy. Sukces jest potrzebny – dla złagodzenia napięcia nerwowego – ale trzeba mieć przy tym możliwość pokonywania trudności, sprawdzania samego siebie, a nawet zasmakowania porażki. Dla prawidłowego rozwoju duchowego nieodzowna jest nauka cierpliwości, wytrwałości i pokory. I znów, jak w poprzednich zagadnieniach, najważniejszy jest przykład rodziców. Dzieci obserwują ich reakcje na niepowodzenia, choroby, utratę bliskich czy trudności finansowe i wyciągają z tego naukę dla siebie. Dobrze jest, jeśli dziecko ma możliwość uczestniczenia w pracach domowych, oczywiście w miarę swoich możliwości. Czuje się ono wtedy potrzebne i doceniane. Nawet jeśli początkowo nie wszystko będzie się udawać, to nie należy się zrażać i nie wolno okazywać dziecku gniewu i zdenerwowania. Umiejętności i wprawa przyjdą z czasem. Poprzez swoją pracę dziecko uczy się przyszłych obowiązków, staje się bardziej zaradne i uczy się odpowiedzialności. Będzie też umiało w pełni docenić pracę dorosłych. Do najbardziej charakterystycznych cech chrześcijaństwa należą również hojność, gościnność i współczucie wszystkim potrzebującym. Te uczucia trzeba wzbudzać w dzieciach już od najmłodszych lat. Jest to ważne, gdyż dziecko, któremu te uczucia były wpajane odpowiednio wcześnie, będzie potrafiło wykorzystać je w dorosłym życiu.
Słuchanie dziecka
Rozmawiając z dziećmi należy nauczyć się ich słuchać. Niekiedy rodzice puszczają mimo uszu to, co mówią dzieci. Jest to poważny błąd. Trzeba słuchać wszystkiego co mówią dzieci z uwagą i modlitwą, żeby Boże błogosławieństwo spoczęło na wszystkich ich poczynaniach. Nie znaczy to, że dzieci powinny ściągać na siebie całą uwagę rodziców, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota. W rodzinie trzeba jednak znaleźć się czas na dyskusję i rozmowy, a przede wszystkim na wysłuchanie tego, co dziecko ma do powiedzenia. Nawet jeżeli jesteśmy bardzo zajęci, to warto zwracać baczną uwagę, czy nie padnie z ust dziecka pytanie wymagające natychmiastowej odpowiedzi. Nie należy odkładać takich ważnych odpowiedzi na później. Tylko w przypadku bardzo dojrzałego dziecka możemy sobie pozwolić na krótką zwłokę w odpowiedzi. Dobrze jest odpowiadać na pytania wciągając dziecko w luźna, czasami nawet żartobliwą dyskusję, zwłaszcza, że dzieci nie lubią zazwyczaj poważnych rozmów. W takich sytuacjach nieodzowna staje się modlitwa. Serce nią przepełnione podpowie nam, jakie rozwiązanie będzie najlepsze. Gdy odpowiadamy dziecku, powinniśmy zwracać się bezpośrednio do niego. Nie można śmiać się z pytań dziecka, ani sposobu w jaki je zadaje. Nie można też okazywać mu lekceważenia, bo wtedy tracimy z dzieckiem kontakt. Przestanje ono wierzyć dorosłemu, może zamknąć się w sobie, a wtedy dotarcie do niego i odzyskanie zaufania będzie bardzo trudne.
Posiłki
Święty Jan Złotousty uważał, że posiłki są bardzo dobrą okazją do wprowadzenia do rozmów z dziećmi historii i przykładów pochodzących z „Pisma Świętego”. Czas posiłku to wspaniała możliwość do spędzenia razem kilku chwil na wspólnym jedzeniu i rozmowie. Na nieszczęście, telewizor i natłok zajęć codziennych deprecjonują znaczenie wspólnych posiłków w wielu współczesnych rodzinach.
Śniadanie jest tu w szczególnej niełasce, a przecież jest to posiłek rozpoczynający nowy dzień, a zatem szczególnie ważny. Poranne godziny to najczęściej pogoń za czasem, pośpiech, by zdążyć do pracy czy szkoły. A jednak pomimo tego, a może wręcz przede wszystkim z korzyścią dla dziecka, będzie rozpoczęcie dnia od takiego spotkania z rodzicami, w którym będzie ono czuło ich troskę, miłość i zainteresowanie swoimi sprawami. Dziecko idące do szkoły powinno otrzymać matczyne błogosławieństwo. Matka powinna pomodlić się i żegnając dziecko znakiem Krzyża prosić o błogosławieństwo i ochronę: „Boże błogosław dziecko moje, Przenajświętsza Bogarodzico ochroń go łaska Twego Syna od wszelkiego zła”.
Ma to nie tylko znaczenie psychologiczne, ale jest rzeczywistą obroną przed negatywnymi zdarzeniami, które mogą spotkać dziecko w ciągu dnia.
Uczestnictwo w nabożeństwach
Cerkiew prawosławna uznaje dzieci za swych pełnoprawnych członków i dopuszcza je do pełnego udziału w Liturgii i innych nabożeństwach. W związku z tym Cerkiew nie przewiduje specjalnych nabożeństw dla dzieci, z wyjątkiem molebnów. Jest to skutek, W rozumieniu prawosławnej dogmatyki uczestnictwo w nabożeństwie polega nie tylko na pojmowaniu słów i czynności liturgicznych. Dziecko, które nie potrafi jeszcze wszystkiego zrozumieć, może brać pełny udział w nabożeństwie słuchając śpiewów, czując zapach kadzidła, itp. W ten sposób może ono w pełni odczuwać działanie Ducha Świętego. Nie powinniśmy pozbawiać dziecka tych doświadczeń, ale nauczyć je cenić i szanować. Tak, jak nie należy przeciążać dzieci zbyt długimi modlitwami w domu, tak i zmuszanie ich do udziału we wszystkich nabożeństwach, w których sami chcielibyśmy uczestniczyć jest bezcelowe. Nie znaczy to, że mamy akceptować lenistwo, gorzej jednak będzie, jeżeli nabożeństwa staną się dla dziecka uciążliwym obowiązkiem.
Niemożliwe jest stworzenie schematu nabożeństw, w których dzieci powinny brać udział. Do każde dziecko, każdą rodzinę należy traktować indywidualnie. Przede wszystkim nie należy czuć się winnym, jeżeli z powodu dzieci będziemy uczestniczyć w nabożeństwach rzadziej niż byśmy tego chcieli. Nie należy za to winić dzieci ani okazywać im swojego gniewu. Może się przecież okazać, że rodzice pogodziwszy się z koniecznością zrezygnowania z niektórych nabożeństw z powodu dzieci, czują się bliżsi Bogu, częściej odczuwają Jego wolę i łaskę, niż wtedy, gdyby regularnie uczestniczyli we wszystkich nabożeństwach. Życie naszych dzieci stanowi nasze życie, poświęcamy się dla nich i także dzięki temu uzyskujemy Boże błogosławieństwo. Na wszystko przyjdzie czas – kiedy nasze dzieci dorosną i staną się samodzielne, wtedy będziemy mogli swobodnie uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach.
W czasie nabożeństwa wypowiadamy słowa: „sami siebie, przyjaciel przyjaciela i całe życie nasze Bogu ofiarujmy”. Jeżeli nie możemy pościć i brać udziału w nabożeństwach tak często, jak byśmy chcieli, to musimy pamiętać, że życie modlitewne, które prowadzimy powinno być prawdziwe, bez cienia fałszu i obłudy. Jeżeli rzeczywiście gotowi jesteśmy ofiarować Bogu swoje życie, wtedy On odkrywa przed nami wszystkie możliwości, których do tej pory nie zauważaliśmy. Czas, który poświęcamy na modlitwy nie powinien być uzyskiwany kosztem rodziny. Wszystko, co robimy powinno mieć jeden cel: osiągnięcie zgodności pomiędzy tym, co robimy, a wolą Bożą. Jeżeli jesteśmy rodzicami, to wypełnienie obowiązków wobec rodziny pozwoli nam osiągnąć Boże błogosławieństwo, tak samo jak czytanie Biblii, modlitwy, post i uczestnictwo w nabożeństwach. Trzeba znaleźć czas na indywidualną modlitwę nie popadając zarazem w skrajności. Obowiązki rodzinne nie są powodem usprawiedliwiającym odejścia od Boga i odwrotnie, modlitwy i udział w nabożeństwach nie może się odbywać kosztem rodziny.
Dzieci często nudzą się podczas długich nabożeństw w cerkwi. Łatwiej im będzie pokonać nudę, jeżeli nie będą się bały opowiedzieć o tym rodzicom. Możemy wytłumaczyć dziecku, że dorośli też nie są wolni od tej pokusy. Zresztą, potrafią one zauważyć, jak dorośli spoglądają co chwila na zegarek, lub zaczynają rozmawiać w czasie nabożeństwa. Trzeba przekonać dziecko, by o tym, co myśli i czuje w trakcie nabożeństwa, starało się mówić bezpośrednio Bogu poprzez modlitwę. Niech mówi, w duszy lub po cichu, że się nudzi i prosi, by Chrystus pomógł mu skupić uwagę na modlitwie. Niech stara się to robić przy pomocy prostych słów, bo jeśli nie możemy się modlić, to jest to oznaka naszej duchowej niemocy, a o tym w pierwszej kolejności powinniśmy powiedzieć Bogu. Jeżeli małe dziecko zaczyna marudzić, to trzeba na pewien czas wyjść ze świątyni, lub spróbować zainteresować je czymkolwiek. Można też z małymi dziećmi przychodzić tylko na część nabożeństwa. Ci, którzy czytają i śpiewają w czasie nabożeństwa, powinni zachowywać się godnie, tak by wszyscy obecni na wspólnej modlitwie mogli wykorzystać śpiew i czytania dla podniesienia swojego poziomu duchowego. Szczególnie zaś powinni zwracać uwagę, by swoim zachowaniem nie zniechęcać do Cerkwi innych ludzi, rzadziej biorących udział we wspólnej modlitwie. „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, temu lepiej byłoby kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” ( Mat. 18, 6 ).
O osobach duchownych i spowiedzi
Już od najmłodszych lat można przyzwyczajać dziecko, głównie poprzez własny przykład, do spotkań z duchownymi, do przyjmowania ich słów i porad jak słowa Bożego. Nie jest ważne co dziecko chce powiedzieć duchownemu, jaką formę przyjmą ich spotkania – cyklicznych czy przypadkowych rozmów. Ważne jest, że duchowny ma możliwość okazania miłości i zainteresowania się problemami dziecka, a dziecko może wierzyć i zaufać mu. Przez to, że dziecko nauczy się rozmawiać z duchownym o wszystkim (o szkole, zabawach, snach, itp.) może wszystkie strony życia oświecać Bożym słowem i błogosławieństwem. Wtedy prawdziwa spowiedź może mieć miejsce już w bardzo młodym wieku. Nawet najmniejsze dzieci można przyzwyczajać do wyglądu duchownego, jego stroju, do słuchania jego słów, do tego, by poczuć jego miłość i błogosławieństwa. Dorośli nie powinni ingerować w rozmowy pomiędzy duchownymi a dziećmi, czy traktować je jak coś nienormalnego. Także duchowni nie powinni podważać autorytetu rodziców.
Dzieci uczą się wszystkiego pierwszy raz. Mogą szybko zrozumieć potrzebę i wartość spowiedzi, ale może się pojawić kilka problemów, między innymi wstydliwość, z którymi rodzice będą musieli sobie poradzić. To, w jaki sposób będziemy rozmawiać z dziećmi o spowiedzi może pomóc im w zrozumieniu jej sensu. Podkreślić należy, że wstydliwość i niekompetencja rodziców w tym temacie nie jest czymś strasznym, takie zjawisko jest czymś normalnym. Dotyczy to przecież najbardziej intymnej części naszego życia. Ważne jest by dziecko poszło do spowiedzi z wiarą w to, co robi. Duchowny zdaje sobie sprawę z faktu, że nasze pojmowanie spowiedzi zmienia się w miarę jak rozwija się nasze życie duchowe. Idąc do spowiedzi, powinniśmy prosić Boga, by dał nam możliwość ujrzenia swych grzechów i wyznania ich. Ważne jest, żeby dziecko przystępowało do spowiedzi z pragnieniem wyjawienia wszystkich swoich uczynków, słów i myśli, których się wstydzi.
Osoby duchownej nic nie powinno zdziwić. Ani drobne głupstwa, o których będą mówić spowiadający się, ani ciężkie grzechy nie mogą szokować „człowieka Bożego”, który w swojej modlitwie w czasie Liturgii czuje cierpienia i pokusy całego świata. Trzeba też przekonać dziecko, że to co wyjawi w czasie spowiedzi, nie zostanie przez duchownego przekazane osobom trzecim. Dzieci boją się niekiedy, że duchowni powiedzą rodzicom o grzechach wyjawionych w czasie spowiedzi, lub że rodzice poprzez duchownych będą próbowali wpływać na ich postępowanie.
Rodzice nie powinni ingerować w sakrament pokuty, jeżeli nie chcą pozbawić dziecka łaski Bożej zeń płynącej. Duchowny nie może swobodnie modlić się i rozmawiać z dzieckiem, jeżeli rodzice wcześniej uprzedzą go, o czym dziecko będzie mówić. Do spowiedzi każdy z nas idzie ze swoimi grzechami. O innych możemy mówić tylko wtedy, kiedy jest to konieczne dla objaśnienia swojego grzechu, lub żeby otrzymać radę dotycząca własnego postępowania. Przede wszystkim rodzice powinni wierzyć duchownym i okazywać im zaufanie.
Nie można przedstawić spowiedzi jako obowiązku. Spowiedź umożliwia nam uzyskanie odpuszczenia naszych grzechów. Z drugiej strony, nie można rozpływać się w zachwytach nad idącym do spowiedzi dzieckiem, może to bowiem zawstydzić je i onieśmielić. Dziecko idące do spowiedzi trzeba traktować z całkowitą powagą, a spowiedź jak coś zupełnie normalnego.
Największym problem dla osoby duchownej powstaje wtedy, kiedy stwierdzi, że rodzice na jednym z etapów wychowania religijnego dziecka popełnili błąd, mogący niekorzystnie odbić się na młodym człowieku. Stają wtedy przed dylematem. Nie zawsze można przedyskutować to z rodzicami bez naruszenia tajemnicy spowiedzi, a poza tym dziecko mogłoby stracić zaufanie do dorosłego. Nie można odpowiedzieć dziecku tak, jak życzyliby sobie tego rodzice, duchowny nie jest przecież dyplomatą, on tylko próbuje zrozumieć wolę Bożą i pomóc dziecku i jego rodzicom. Nie można podważać autorytetu rodziców w oczach dziecka, gdyż może to mu zaszkodzić. „Pismo Święte” uczy przecież szacunku i miłości do rodziców. Mogą być i takie wypadki, w których duchowny będzie zmuszony powiedzieć dziecku, że nie zgadza się ze zdaniem rodziców. Tym niemniej w większości przypadków będzie radził dostosować się do poleceń rodziców. Jeżeli dziecko zdaje sobie sprawę z różnicy zdań miedzy duchownym a rodzicami, to obowiązkiem duchownego jest przekonanie dziecka o dobrych chęciach rodziców a także próba przedstawienia ich punktu widzenia. Powinien też przypomnieć o szacunku i wdzięczności, którą winni jesteśmy swoim rodzicom. Trudno jest to wszystko ze sobą pogodzić, dlatego znów możemy i powinniśmy zwrócić się o pomoc do Najwyższego słowami: ”Boże, daj nam mądrość, by to wszystko zrozumieć!”.
Często osoby duchowne próbują zachęcić dzieci do modlitwy, czy uczestniczenia w nabożeństwach dając im cukierek czy ikonki, robił tak np. św. Tichon Zadoński, a także wielu innych świętych. Jest to jeden ze sposobów w jaki może objawić się miłość do dzieci. Pamięć o dobroci kogoś reprezentującego Cerkiew jest bardzo ważna i nawet w przypadku utraty wiary, pozwoli w głębi duszy zachować dobre wspomnienia z dzieciństwa.
O przyjmowaniu Świętych Darów
Dzieci powinny przygotowywać się i z niecierpliwością oczekiwać przyjęcia św. Eucharystii. Łaska Boża, którą otrzymujemy w wyniku przyjęcia św. Darów zależy od naszego przygotowania i o tego, czy Bóg uzna nas godnymi tej łaski, co nie jest gwarantowane samym przystąpieniem do św. Eucharystii. Nie jest dobrze, jeżeli rodzice usiłują zmuszać dziecko do przyjmowania św. Darów, bowiem mogą w ten sposób bardziej zaszkodzić dziecku, niż mu pomóc.
Jeden z teologów opowiadał o tym, jak na całe życie zapamiętał jak w dzieciństwie przystępował wraz z rodziną do św. Eucharystii. Wszyscy przygotowywali się do przyjęcia św. Darów czytając kanon modlitewny i prosząc nawzajem o przebaczenie. Dni, w które przyjmowali św. Dary były szczególnie uroczyste, zapadały w pamięć na długo.
W rozmowach o Eucharystii z małymi dziećmi, możemy spotkać się z negatywną reakcją na określenie „Ciało i Krew Jezusa Chrystusa”. Najczęściej jest to efekt zbyt wczesnych rozmów z dziećmi na temat Eucharystii, a nie samego w niej uczestnictwa. Czasami najlepszym lekarstwem jest właśnie przyjęcie św. Darów. Można też próbować wyjaśniać dziecku sens samego sakramentu, ale nie należy czynić tego zbyt wcześnie W żadnym przypadku nie należy zaprzeczać, że przyjęliśmy Ciało i Krew Jezusa Chrystusa., choć może to początkowo wywołać u dzieci odruch wstrętu. Aby jednak uchronić się przed takimi sytuacjami powinniśmy w rozmowie z małym dzieckiem używać raczej określeń: „Boży pokarm” , „pokarm, który daje nam sam Bóg ”. W końcu, kiedy dzieci będą zdolne zrozumieć opowiadanie, można im mówić o Ostatniej Wieczerzy i o tym, jak Jezus Chrystus rozdał Eucharystię Swoim uczniom i polecił im czynić to zawsze, na Jego pamiątkę. Dopiero dzieciom dziewięcio-, dziesięcioletnim można próbować przekazywać pojęcie o tym, że w Sakramencie Eucharystii Chrystus przyjmuje nasze dary, nasze życie pod postacią zwyczajnego chleba i wina i oddaje nam Samego Siebie, Swoje życie, Swoją miłość w Świętej Eucharystii, dając jednocześnie szansę osiągnięcia życia wiecznego. I w ten sposób powinniśmy próbować tłumaczyć dziecku pojęcie Ciała i Krwi Chrystusowej.
Rozpatrując problemy dotyczące uczestniczenia w nabożeństwach, przyjmowania św. Darów, modlitw domowych itp., trzeba mieć na uwadze nie tylko doraźny efekt, ale skutki mogące ujawnić się w odległej przyszłości. Musimy zastanowić się nad tym, co będzie najlepszym przygotowaniem do pełni życia chrześcijańskiego? Co będzie ziarnem prawdy, które zaowocuje w przyszłości właściwym podejściem do Boga, cerkwi i św. Sakramentów. Co pomoże dziecku zachować pragnienie poznawania Boga i dążenia do Niego? Bywa, że dzieci często uczestniczą w nabożeństwach, a mimo to w głębi duszy odrzucają wole Bożą. Szczególnie smutne jest to, iż wielu ateistów i sekciarzy wychowywało się w rodzinach chrześcijańskich.
Wychowanie religijne dziecka, to praca ukryta, wewnętrzna i powinniśmy stale pamiętać o „strasznej strony ludzkiej wolności”. Nikt nie może zmusić drugiego człowieka do miłości do Boga. Nie chcemy nawet , by było inaczej, pragniemy by nasze dzieci kochały Go z własnej i nieprzymuszonej woli, całym swoim sercem i całą duszą i życzymy tego sobie i innym ludziom.
O tym, co najważniejsze
Najważniejszą sprawą w rozwoju duchowym dziecka jest osobisty stosunek duszy dziecka do Boga. Droga poznawania Boga jest specyficzna dla każdego człowieka, nie podlega żadnym prawom. Wszyscy powinniśmy pamiętać o ograniczoności naszych oddziaływań. Możemy starać się przekazać wiedzę o cerkwi i o modlitwie, ale nie możemy dać pełnej wiedzy o Bogu. Znać Boga to osobisty zakres stosunku Boga do człowieka i człowieka do Boga, który zawsze pozostaje tajemnica dla innych. Nie możemy niczego przesądzać o duchowym rozwoju człowieka. Wychowanie dzieci wymaga od nas wielkiego trudu, a jeśli Bóg pobłogosławi nasz trud, to będą z tego owoce.
Dobrze się stanie, jeżeli dziecko będzie traktowało Chrystusa jako kogoś najbliższego, jak dobrego przyjaciela, któremu można zwierzyć się z każdego problemu, kogoś, kto kocha je bardziej niż rodzice. Dzieci modląc się otrzymują w trakcie modlitwy odpowiedzi na zadane pytania. Często są to pytania, które dziecko wstydziłoby się zadać komuś dorosłemu w obawie, że mogłoby zostać uznane za śmieszne, czy mało ważne. A Bóg jest Kimś, kogo poznajemy i Kogo wszystkich życzylibyśmy poznać.
We współczesnym świecie można usłyszeć i zobaczyć rzeczy, które sprzeczne są z nauką Chrystusa (I Kor 2, 18). Jako ludzie dorośli zbudowaliśmy już fundament naszej wiary w Boga. Nic, co moglibyśmy usłyszeć lub zobaczyć nie powinno go naruszyć, a wręcz przeciwnie, powinno go umocnić i zespolić. Dzieci nie mają jeszcze tak mocnych podstaw, łatwo ulegają wszelkim wpływom. Trzeba im pomóc, aby nauczyły się modlić i oceniać, co dobre a co złe w tym wszystkim co widzą i słyszą. Jednocześnie nie powinny czuć się wyobcowane. To prawda, że Cerkiew Chrystusowa „nie pochodzi z tego świata”, ale nie jest sama w sobie gettem – jest solą ziemi. Dzieci mogą być dla nas kontynuacją misyjnej roli Cerkwi: nieść prawdziwą wiarę wszystkim narodom i pokoleniom.
Wpajając dzieciom poczucie wdzięczności Bogu za stworzenie nas prawosławnymi, nie możemy uczyć ich wywyższania się i pogardzania innymi ludźmi tylko z tego powodu, że nie są prawosławnymi. Przeciwnie, kto więcej otrzymał, od tego się więcej wymaga (Łk 12, 48). Możemy być zadowoleni i dumni ze swej wiary, pochodzenia czy narodowości, ale nade wszystko powinniśmy być wdzięczni Najwyższemu za bycie prawosławnymi chrześcijanami.Na podstawie serwisu www.cerkiew.pl